powtórne spotkanie z Simone Weil
w zapachu nardu uśpionym wietrze
wybrałem się znowu do pięknego gaju
Akademosa by w szklistym ruczaju się przejrzeć
i pooddychać świeżym powietrzem.
noc już odeszła – jutrznia perłowa
światełko małe spod ziemi szczytów
promienistego świata połowa –
wschodziła wolno wśród szklanych błękitów.
aż oto widzę idzie matrona
jest na spacerze ubrana
w grecką tunikę -
chcę aby w brzasku duch Salomona
napełnił gaj ten piękną muzyką.
witaj Simone! – powiedz mi pani –
jaka kondycja jest ludzkiego losu?
(od tego fatum – nikt się nie uchroni
ono podstępnie – jak wąż się zbliża)
odpowiem tobie Agamemnonie:
ktokolwiek bierze miecz zginie od miecza
ktokolwiek nie bierze miecza zginie od krzyża.
I tak jak stałem – nie oddychałem
bo duch pierś moją myślą zatykał!
*
a w gaju mądrości prometeańska
odwiecznie Pańska płynie muzyka.
Agamemnon